Rząd ZSRR otrzymał z różnych źródeł wiadomości, że wojska Rządu Polskiego koncentrują się na granicy Polski i Czechosłowacji, przygotowując się do przejścia tej granicy i zajęcia przemocą części terytorium Republiki Czechosłowackiej. Mimo szerokiego rozpowszechnienia się tych wiadomości i ich alarmującego charakteru Rząd Polski dotychczas tych wiadomości nie zdemontował. Rząd ZSRR oczekuje, że takie dementi nastąpi niezwłocznie. Niemniej jednak na wypadek, gdyby takie dementi nie nastąpiło i gdyby w potwierdzeniu tych wiadomości wojska polskie rzeczywiście przekroczyły granice Republiki Czechosłowackiej i zajęły jej terytorium, Rząd ZSRR uważa za stosowne i konieczne uprzedzić Rząd Rzeczypospolitej Polskiej, że na zasadzie art. 2 paktu o nieagresji, zawartego między ZSRR i Polską 25 lipca 1932 r., Rząd ZSRR wobec dokonanego przez Polskę aktu agresji przeciw Czechosłowacji, byłby zmuszony wypowiedzieć powyższy pakt bez uprzedzenia.
Moskwa, 23 września
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Szereg rozmów odbytych ostatnio między komisarzem ludowym spraw zagranicznych ZSRR [Maksimem] Litwinowem a ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej w Moskwie [Wacławem] Grzybowskim doprowadziły do wyjaśnienia, że:
1. Podstawą stosunków między Rzecząpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Rad są i nadal pozostają w całej swej rozciągłości wszystkie istniejące umowy, łącznie z paktem o nieagresji polsko-sowieckim z dnia 25 lipca 1932 r. i że ten pakt zawarty na pięć lat, a sprolongowany dnia 5 maja 1934 r. na termin dalszy do 31 grudnia 1945 r. posiada dostatecznie szeroką podstawę, gwarantującą nienaruszalność stosunków pokojowych między obu państwami.
2. Oba Rządy ustosunkowują się przychylnie do zwiększenia wzajemnych obrotów handlowych.
3. Oba Rządy są zgodne, co do konieczności pozytywnego załatwienia szeregu spraw wypływających ze wzajemnych stosunków umownych, a zwłaszcza spraw zaległych, oraz likwidacji powstałych w ostatnich czasach incydentów granicznych.
Moskwa-Warszawa, 26 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Wiadomo, że wielu obywateli polskich, którzy byli zwolnieni jeszcze przed wydaniem dekretu o amnestii, wyjechało z ZSRR do ojczyzny. Należy również zaznaczyć, że wielu obywateli polskich spośród zwolnionych na podstawie dekretu o amnestii uciekło za granicę, przy czym niektórzy z nich zbiegli do Niemiec. [...] Wreszcie w związku z niezorganizowanymi przejazdami w zimie 1941 z północnych obłasti ZSRR do południowych, które nastąpiły wbrew wielokrotnym uprzedzeniom Ludowego Komisariatu, pewna część obywateli polskich uległa w drodze chorobom i była wysadzona na rozmaitych stacjach, przy czym niektórzy z nich zmarli w drodze. Wszystkie te okoliczności mogły naturalnie spowodować, że pewna liczba obywateli polskich nie dała o sobie znać.
Kujbyszew, 10 lipca
Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów, wyb. Józef Mackiewicz, Londyn 1982, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Kochani!
Czas leci szybko – już trzy tygodnie jestem tutaj i pracuję na „rybałce” w kołchozie. Pracujemy na trzy zmiany – co 8 godzin wypływa jedno „ogniwo” („zwieno”) złożone z ośmiu ludzi i łowimy rybki w Jeniseju. […] Mieszka się na rybałce w „izbuszce” – coś między ziemianką a barakiem – zaś w samym „stanku Dienieżkino” („stanok” – osada) są dwa duże budynki przypominające schroniska turystyczne u nas w górach, i w nich (nocuje?) żyje (nie „mieszka”, bo większość w pracy poza domem) ponad 40 rodzin – rosyjskich Niemców i Łotyszów, których przywieziono tu 10 lat temu na posielenie. […] Po przyjeździe kołchoz dał nam 300 rb „awansu” dla zakupienia odzieży i prowiantu na robotę – wysokie buty gumowe – 140 rb, fufajka („tiełogrejka”) – 80 rb, „nakomarnik” – siatka przeciw komarom i moszce („moszka” to drobniutkie muszki, które tną tak, że się nie czuje – a natychmiast występuje krew i spuchlizna – w pierwsze dni wyglądałam jak Chinka lub świnka, tak zapuchły mi czoło i powieki, teraz już dobrze). Robota – jak robota – musi się wziąć pod uwagę, że ja nigdy nie pracowałam fizycznie, więc organizm nie chce się łatwo nałamać, ale cóż, gdyby mnie posłali tak jak innych z „wolnej wysyłki” na „lesopował” – wyrąb lasu, byłoby ciężej. Liczę, że sezon rybacki (jeszcze sierpień i wrzesień) jakoś przejdzie – już miesiąc przeszedł prawie, zaś w jesieni dostaniemy kartofle, zasadzone dla rybaków w kołchozie, opału jest pełno naniesionego wodą na brzegi – „zagotowka” opału polega tylko na przewiezieniu go łódką na miejsce, co odbywa się też grupowo – jednym słowem – sielanka.
Dienieżkino n. Jenisejem, Kraj Krasnojarski, 21 lipca
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
Kino przyjeżdża do nas tej zimy już trzeci raz – tym razem było „Skazanie o ziemi sybirskiej” – istotnie bardzo ładny film. Było już kilka b. Ładnych muzycznych i innych filmów: „Kompozytor Glinka”, „Lubimyje arie”, itp. Nie potrafię wyrazić, jak niesłychanie silne jest wrażenie filmów w tych warunkach – jeżeli zaznaczyć przy tym, że w domu chodziłam może raz na rok do kina. Kontrast między prześliczną salą koncertową a stertą zbutwiałych sieci jest kapitalnym paradoksem naszej codzienności.
Kraj Krasnojarski, 18 lutego
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
Pojutrze pierwszy dzień wiosny – uśmiecha się na te słowa słońce, promiennie patrzące z błękitnego, jak w lipcu, nieba na termometr przybity do mojego okna: - 30°C, tzw. Przyjemna pogoda, gdy chodzi się lekko i nie poci się przy robocie. Przy niższej temperaturze oddech jest utrudniony nieco, a przy „cieple” ok. - 15°C, -20°C śnieg jest mokry, rękawice przemakają, odzież oblepia się itd. No, ja się tym nie przejmuję, moja robota jest ciepła, w opalanej majsterni wyrabiamy „gorszoczki”, coś jak wazoniki z przegniłego nawozu (70%), ziemi darniowej 20% i tak, tak – sztucznych nawozów. Te wazoniki, są to –bryłki z otworem z wierzchu, wybijane na małym warsztacie, który formuje 4 sztuki na raz. Na ½ ha kapusty trzeba 20 000 sztuk. W sowchozie mają warsztaty „stanki” na 12 sztuk na raz – no, ale im trzeba tylko 2 800 000 sztuk (tak, słownie dwa miliony osiemset tysięcy sztuk) na 35 ha kapusty zwykłej, 5 ha buraków, 5 ha kapusty pastewnej itd. U nas na dzień wyrabia się 1–2 tys., a u nich 11 tysięcy, bagatelka.
Kurejka, 21 marca
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
Sowchoz w Kurejce [...] jest niewątpliwie nakreślony z dużym rozmachem, wygląda jak przytartaczne osiedle – wioska drewnianych domków, obory i stajnie porządne, robiące wrażenie bardziej przedsiębiorstwa niż folwarku, „dzielnica” cieplarni – rząd ± 30 metrowych szklanych domów, partia naziemnych cieplarni – coś jak holenderskie skrzynie, tylko przestrzeń „trochę większa” niż u nas w domu [...].
Będąc w Kurejce, miejscu zesłania Józefa Stalina, poszłam oczywiście także do muzeum jego imienia. Jest to wysoki oszklony budynek z okrągłym błękintym plafonem z dobrze wykorzystanymi świetlnymi efektami, pod którymi stoi izbuszka, stareńka chatynka, w której w latach 1915–1916 żył Stalin. Ubóstwo domku, w którym mieszkał z 12-osobową rodzinką tubylców wywiera istotnie specyficzny efekt. Na ścianie wiszą „piałki” do wyprawiania skórek zwierząt, na które polował, i z czego się utrzymywał, żałośnie biedne łóżko, komoda z szarych desek, jakieś stołki i doskonała fotografia roześmianego energicznego młodego mężczyzny, jakim był w tym okresie życia. Oprawa zewnętrzna budynku muzeum staranna, boazeria ścian, oszklone ilustracje z życia Stalina, doskonała makietka jakiegoś drugiego domku itd. Całość kosztowała ok. milion rubli, nic dziwnego, że robi dobre wrażenie.
Kurejka, 21 marca
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
Sytuacja moja na razie nadal w powietrzu, żadnych sensacji nie ma: lepimy garnuszki na kapustę i czekamy co dalej. Słyszymy wiadomości z radia o postępach „posiewnej kampanii” w „nieco” – cieplejszych stronach. Trzeba przyznać, że radio przynosi wiele przyjemności, w naszych warunkach więcej jeszcze niż kiedykolwiek. Raz była nawet transmisja z Lwowskiej Filharmonii, zabawne wrażenie – cóż jest tych małych 10 000 km? Przedwczoraj był wieczór Beethovena, innym razem koncert walców, to znów tańce węgierskie. Często puszczają płyty z Chopinem w nagraniu Czerny-Stefańskiej. „Byłam” na „Fauście” i na „Traviatt’ie” – nie wspominając już o małych miłych spotkaniach, jak „Wróć do Sorento” czy inne zagubione pieśni. [...] Mamy w kołchozie tzw. „radiowęzeł” na pokój i płaci się za tę przyjemność 4 rb miesięcznie. Światło elektryczne mieliśmy do 15 III, teraz już dzień coraz dłuższy, w maju już zupełnie lampy nie trzeba świecić.
Tak – dziś w moim liście „na wschodzie bez zmian” [...].
Kurejka, Kraj Krasnojarski, 25 marca
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
Kapusta moja dała mi bogatą gamę wrażeń przy tutejszych warunkach klimatycznych i innych. Końcowy efekt przypomina, niestety, historię o królu Popielu – wypikowaną rozsadę dosłownie w 80% myszy zjadły, a moją główną czynnością przy pielęgnacji tych storczyków było nastawianie łapek na myszy („kapkany”). To, co zostało, w tych dniach pójdzie na pole, może starczy na jakieś 10 arów. „Plan” przewiduje ½ hektara, nasz „predsediatel” wybiera się do sowchozu wyprosić jeszcze trochę rozsady, zobaczymy. Miałam możność rozmawiać z dyrektorem sowchozu – przejeżdżał „katierem” (duża łódź motorowa, ciągnąca „barże” (barki) z ciężarami) – odpowiedziano mu w rejonie, że mam zajmować się problemami agronomicznymi w moim kołchozie. Zatem zajmuję się: podlewam moją kapustę, przebieram kartofle w piwnicy, pomagam ładować skrzynki z jarowizowanymi kartoflami itd. – i czekam jakichś wiadomości co do przewidywanych zmian w kołchozie – może komendant, czy jakieś inne „naczalstwo” przyjedzie. Na razie cisza. Rybacy rozjechali się po swoich terenach, w Bogonidzie (na drugim brzegu) sadzą ludzie kartofle – a ja tkwię w zabawnie nijakiej sytuacji, jakby poza całością.
Dienieżkino n. Jenisejem, Kraj Krasnojarski, 21 czerwca
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
[...] powietrze w Polsce jest zatrute. Zatrute Rosją, tym bazyliszkiem narodów. Na kim spoczną oczy Rosji, na tym wyrok konania. Powietrze jest też zatrute nienawiścią, jaką żywi 95% pracującego ludu Polski do Rosji i do ustroju. Przez blisko 10 lat nie spotkałam człowieka, co by był nie już zachwycony, ale choćby zadowolony. Nawet ci, co przyznają pozytywne znaczenie wielu dzisiejszych osiągnięć, czują, że ceną ich jest obroża. I to deprymujące, duszne kłamstwo. Przecież wszyscy kłamią, a ja sama nie wiem już, co się ze mną dzieje, co myślę, co czuję.
Warszawa, 24 września
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Od 15 III jestem w sowchozie [...]. Na razie pracuję trzeci dzień w cieplarni i zaczepiłam się „na kwaterę” u „strasznie bogatej” żony agronoma, który pojechał na urlop. Robota, którą mi dano, nie jest jeszcze tym, czego zasadniczo chcę, ale na początek dobre i to – będzie po wszystkich szumnych zapowiedziach zapewne coś około 600 rb [...]. Zasadniczo staram się o miejsce agrotechnika przy doświadczalnej stacji, na razie jednak nie ma „sztatów” (etatów) przy ogólnej tendencji oszczędnościowej. Zobaczymy – chwała Bogu za to, co jest, i daj Boże siły na początkową gimnastykę „fizkulturę” – na północy wszystkie najlepsze roboty zawierają w sobie: opał, który trzeba oczywiście narąbać. Lepiej jednak jest przez godzinę rąbać drzewo dla cieplarni za 20 rb na dzień, niż „topić banię” (opalać łaźnię) przez 10–12 godzin za 3 rb.
Norylsk, Kraj Krasnojarski, 18–25 marca
Zofia Stanek, Listy z Syberii. Lata 1951–1957, Kraków 1991.
W „Życiu Warszawy” jest komunikat Tassa, że Pasternak został usunięty ze Związku Pisarzy Radzieckich. Co za bezmiar odrażających nonsensów! Książka „Doktor Żywago” ukazała się chyba blisko dwa lata temu i nie była przeszmuglowana za granicę, lecz po prostu po XX Zjeździe Pasternak zawarł umowę i w Rosji, i na zagranicę. Zanim zdążyło to wyjść, zmienił się kurs polityki i rzecz w Rosji się nie ukazała.
Dotąd nic jednak Pasternakowi z powodu zagranicznego wydania nie zrobiono. O Nagrodę Nobla żaden pisarz sam się nie stara, starają się o niego inni, co więc zawinił tu nieszczęsny Pasternak, żeby go za Nagrodę Nobla wyrzucać ze Związku Pisarzy. Gdy wiadomo, że Rosja starała się o nagrodę dla Szołochowa. W Nagrodzie Nobla nie pieniądze są najważniejsze, ale że od razu autor jest tłumaczony na wszystkie języki. Jakaś głupota towarzyszy zawsze potędze. Zamykać drogę do światowego czytelnika swemu wielkiemu poecie dla jednej książki, która w żaden sposób nie może zaszkodzić kolosowi radzieckiemu więcej niż on sam sobie szkodzi wszystkim, choćby tym właśnie krytycznym ustosunkowaniem się do Pasternakowskiej Nagrody Nobla. I to gdy w parę dni potem trzej uczeni radzieccy otrzymują chemiczno-fizyczną Nagrodę Nobla. Dwie tegoroczne Nagrody Nobla przypadają czterem rosyjskim laureatom, a potężne państwo robi o jedną z nich awanturę jak stara, ordynarna zhisteryzowana kucharka.
Warszawa, 28 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
O dziesiątej otworzyłam radio, czekałam na zapowiedzianą panią Krzycką, która chce robić film z opowiadania „Klara i Angelika”. W radiu jakaś muzyka, którą przerwano, aby ogłosić, że dziś rosyjski major Jurij Gagarin obleciał ziemię i wylądował w „zachodniej części Związku Radzieckiego”. A więc prawdopodobnie na naszych dawnych Kresach.
Więc dzień epokowy. Jak może wyglądać takie wylądowanie prawie pięciotonowego pocisku kosmicznego? Dla lądującego i dla tych, na kogo wylądował? Może na jakąś wieś czy miasteczko, dla których ten triumf nauki był kosmiczną katastrofą.
Zaraz potem telefon z Robotniczej Agencji Prasowej, żebym się wypowiedziała, co o tym sądzę. Dziwne pytanie. Co można sądzić o tak niebywałym fakcie? I na co tu potrzebny czyjś sąd? Przecież i tak cały świat już wie o tym człowieku. Dzień epokowy, ale co ta epoka będzie znaczyć? Któż może powiedzieć...
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 4, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Bodajże 13 sierpnia Rosjanie wypuścili dwa statki kosmiczne z dwu kosmonautami – Nikołajewem i Popowiczem. Drugi w dobę po pierwszym. Nikołajew leciał cztery doby okrążając ziemię coś około 90 razy. Popowicz trzy doby. Obaj pomyślnie wylądowali w Kazachstanie jeden w 6 minut po drugim. – Pomyśleć, że to wszystko dzieje się na przestrzeni mojego życia pamiętającego jeszcze... konne tramwaje, dyliżanse i pierwsze loty aeroplanów!
Takie latanie w kosmosie może w imperium sowieckim grać rolę unowocześnionego zbawienia wiecznego. Wiele mankamentów życia na ziemi można wycierpieć z dumy nad tym życiem podniebnym, z nadziei na błogie niespodzianki czekające nędzarzy z kołchozów na innych planetach. Okrzyk Leśmiana: „Czemuż innego nie ma świata!” dochodzi do realizacji.
Komorów, 22 sierpnia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 4, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Minęło 10 dni „bez znaku”. We środę wieczorem przyjechał po mnie Wacek autem i przez drogę do Warszawy raczył mnie swoją malowniczą rozmownością. Nigdy nie jestem w stanie odtworzyć tego stylu, który byłby smacznym kęskiem. Mówi co chwila „dosłownie” i „inaczej mówiąc”. Wygłosił cały speech przeciwko wojnie atomowej. – „Pani ma rację, to jest szatańska pokusa, żeby zniszczyć świat. I co? Ja miałbym iść się bić? Za kogo? Z kim? Po co? Mam 35 lat, co ja użyłem życia. W wojsku to stracony czas, a potem na ćwiczenia. Ledwo człowiek zaczął żyć, chciałby spokojnie pożyć. I co taki Chruszczow, taki Kennedy sobie myślą? Że oni ocaleją? Mnie to nic nie obchodzi, ja na to gwiżdżę koncertowo. A tak jak ja myślą wszyscy. I co, my jak bydło mamy ginąć, dlatego że tym panom zachciało się wojny?”
Kiedyśmy wjeżdżali w obręb Warszawy: – „No niech pani dosłownie powie, jak ta Warszawa jest oświetlona. Ulica ma ze trzy kilometry i dwie latarnie. Wjeżdża się dosłownie jak w puszczę. I co to inaczej mówiąc za takie rzeczy”.
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 4, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Powinnam umieć znieść samotny los i samotną śmierć w kraju.
I wszystko by się zniosło, żeby tu nie było panowania Rosji. Nie jestem w stanie żyć ani pisać pod panowaniem Rosji. Jaka męka była pisać w niewoli za młodu. Wyszło się z tego – znów się pod to weszło, pod to moskiewskie jarzmo.
Mój Boże, rozpadło się cesarstwo austriackie, jedyne, które miało w sobie zalążki na przyszłe Stany Zjednoczone Europy, jedyne mające naród sympatycznych Niemców. A panoszy się Rosja, która nawet z socjalizmu zrobiła tylko nowe wcielenie dawnego imperium rosyjskiego. Mój Boże! Gdybym była w stanie uwierzyć w jakąkolwiek możliwość odrodzenia się Rosji, nie byłabym tak strasznie nieszczęśliwa, nie zmarnowałabym tak okropnie tych dwudziestu lat przeżytych pod okiem bazyliszka.
Komorów, 6 lutego
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1960–1965; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Dalszy ciąg festiwalu filmów krótkometrażowych. Idę obejrzeć nagrodzony film radziecki. Zaraz na początku dwadzieścia osób ostentacyjnie opuszcza salę. Wielu wychodzi w czasie projekcji. Wciąż skrzypią drzwi wyjściowe. Do Sali wpadają promienie słońca, a na ekranie rosyjskie kobiety piorą kalesony żołnierzy spod Stalingradu.
Kraków, 1 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
W związku z realną groźbą agresji Związku Radzieckiego, odczuwam poważny niepokój o własną skórę. Gdyby Sowieci wkroczyli, zacznie się aresztowanie wszystkich przeciwników socjalizmu i partii, wysyłka ich na Sybir. Pewien jestem, że nasza milicja ma przygotowane listy i że ja na takiej liście figuruję, ponieważ oddałem legitymację partyjną. [...] Zastanawiam się, co robić w razie inwazji. Siedzieć na miejscu i czekać, aż po mnie przyjdą, czy uciekać? [...]
Aresztowanie, załadunek tłumu ludzi do wagonów towarowych i długa, bardzo długa podróż na wschód. Co ze sobą zabrać? A co ja w ogóle zdążę zabrać? Buty mam dobre — „taterniki” — wystarczą na 3–4 lata. Płaszcz zielony z podpinką jest ciepły i nieprzewiewny. Ale co z ubraniem? Ciepłą bielizną? [...] Za tydzień, miesiąc będę jeńcem — brudnym, głodnym, zawszonym.
Tuchola, 4 grudnia
Andrzej Mieczkowski, dziennik ze zbiorów Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przed chwilą był telefon ze Szwecji. Wywiad amerykański ostrzega, że wchodzą Rosjanie. W mieszkaniu jest liczne towarzystwo. Między innymi Andrzej Gwiazda i kilku znanych działaczy, bawiących przejazdem w Warszawie. Trwają gorączkowe poszukiwania alkoholu. Witek rozśmiesza wszystkich do łez opowieścią o Heniu Wujcu, który na wiadomość o szykującej się interwencji sowieckiej ukrył gdzieś powielacz [...].
Zauważam, że śmiejemy się z człowieka, który postąpił rozsądnie, my natomiast zachowujemy się jak szaleńcy. Przyjdą wkrótce po północy i wezmą nas jak owce. Wszyscy na chwilę milkną, ale nikt się nie rusza z miejsc. Było już tyle fałszywych alarmów i komu by się teraz chciało z ciepłych, przytulnych mieszkań przenosić do „piwnic”.
Warszawa, 7 grudnia
Tomasz Jastrun, Zapiski z błędnego koła, „Przedświt”, [Warszawa] 1983, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Na Zachodzie trwa histeria. Całe przedpołudnie spędzam [...] przy głośniku, nasłuchując, czy już idą. Jednak coraz bardziej wygląda mi cała ta afera na wojnę nerwów. Niewykluczone, że po uspokojeniu w Polsce Rosjanom zaświtała nadzieja, że nie będą musieli wejść. Zachowują się zaś tak, jakby już, już zaczynali interwencję, po to, aby nas zastraszyć. To sprawia wrażenie teatru.
Warszawa, 8 grudnia
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tragedia w Czarnobylu nie tylko nie przekreśliła perspektyw współpracy w energetyce jądrowej, lecz wręcz przeciwnie, stawiając w centrum uwagi kwestie zapewnienia większego bezpieczeństwa, umacnia jej znaczenie jako jedynego źródła, gwarantującego na przyszłość niezawodny dopływ energii… Kraje socjalistyczne jeszcze aktywniej włączą się do współpracy międzynarodowej w tej dziedzinie zgodnie z propozycjami złożonymi przez nas do MAGATE… Poza tym będziemy budować elektrociepłownie jądrowe, oszczędzając w ten sposób deficytowe paliwo organiczne – gaz i mazut!
Bukareszt, 4 listopada
Grigorij Miedwiediew, Raport z Czarnobyla, przeł. Anita Tyszkowska-Gosk, Tadeusz Gosk, Warszawa 1991.